Mama wraca do pracy
20:51
Po szesnastu miesiącach w domu można się przyzwyczaić do pewnego rodzaju spokoju i stabilizacji zwłaszcza, że w tym czasie 3 miesiące to była końcówka ciąży czyli leniuchowanie:) Wszystko co dobre, kiedyś się kończy tak i mój czas urlopu rodzicielskiego już minął. Zwolnienie, macierzyński, rodzicielski, wypoczynkowy. Dłużej się już tego urlopowania ciągnąć nie da :)
Od poniedziałku jestem znów pełnoetatowym pracownikiem. Właściwie od wtorku bo poniedziałek szef podarował mi wolny - na zachętę :) I tak od poniedziałku wstaje o 6.30 (żadna nowość dla mnie) i ledwo oczy otworzę wpadam w wir ubierania, przebierania i jednoczesnego picia herbaty i zmieniania pieluchy. Nie byłam na to przygotowana. No jakoś tak organizacyjnie tego nie ogarnęłam jak te nasze poranki wspólne mają wyglądać.
I tak od rana latam między kuchnią, łazienką i pokojem Ali by jednocześnie myć zęby, ubierać dziecko i zrobić sobie kanapki do pracy. Gdzieś w tej gonitwie plącze się mój mąż, który od tygodnia śpi po kilka godzin czyt. pięć, na dobę i rano wygląda jak cień człowieka.
Ala siedzi w przedpokoju, wszystko obserwuje i radośnie bije nam brawo:)
Ogarniemy się! Od poniedziałku.
Pierwsze dni w pracy były dziwne. Tak, dziwne to najlepsze określenie. Nie bałam się wracać bo niby czego tutaj się bać? Wróciłam na swoje krzesło, przed swój komputer do papierów, które znam. Teoretycznie.
Dziwnie mi było, bo okazało się, że pozmieniało się więcej niż przypuszczałam i zdążyłam wyłapać podczas mojej nieobecności. Zmieniły się przepisy, zmieniły się standardy sporządzania operatów i dokumentacji. Ogarniam się. Człowiek uczy się całe życie, więc uczę się i ja.
Dziwnie było bo wiele rzeczy zapomniałam. Nie spodziewałam się tego. Szłam do pracy w przeświadczeniu, że po tylu latach pracy w zawodzie nie można pewnych rzeczy zapomnieć. Myślałam, że z tym jest jak z jazdą na rowerze. Tego się nie zapomina. Otóż zapomina się :) Skupiona na życiu rodzinnym, rozwoju Ali, uczuciach i emocjach nie przygotowałam się odpowiednio do powrotu do pracy. Nie byłam gotowa na takie luki w pamięci.
Luki były spore. Na tyle duże, że nerwowo szukałam po biurze jakichś przykładowych operatów i map by mieć się na czym wzorować. Usiadłam w końcu zrezygnowana i zestresowana, szef to zauważył. I to była porażka. Porażka do której musiałam przyznać się głośno. Słowa: "szefie, ale ja nie pamiętam jak to się robi, pokaże mi Pan?" ledwie mi przeszły przez gardło. Z trudem ale przeszły. I na moje szczęście spotkały się ze zrozumieniem i serdecznym uśmiechem. "Powoli znów się wdrożysz" dodało mi otuchy i wiary w moje możliwości.
Po kilku dniach w swojej pracy czuję się dobrze. Przypomniałam sobie prawie wszystko i poznaje nowe procedury. Pewnie zajmie mi to trochę czasu bo jest to proces, który musi trwać. Taki mam zawód.
Niezmiernie się cieszę, że wróciłam do pracy. Gdy Ala przekracza próg żłobka wkracza w swój magiczny świat z innymi dziećmi, a ja wkraczam w mój. Pełen cyferek, konturów i map. I znów wiem, że kocham ten mapowy świat. Świat geodety.
34 komentarze
Rapidograf! Wow, nie sadzilam, że jeszcze się ich gdzieś uzywa:) przypomina mi się dziecinstwo
OdpowiedzUsuńTak jeszcze u nas się ich używa choć podobno jeszcze tylko miesiąc :(
UsuńRapidografy moja zmora. A mi nietęskno. Nie lubię tej pracy. Jedno wiem do biura geodezyjnego nie pójdę do pracy. Nie potrafię się w tym odnaleźć.
UsuńA ja bardzo lubilam recznie rysowac... gorzej jak trzeba bylo wymazywac nozykiem bledy ;) Kalki czasami nie wytrzymywaly ;)
UsuńZ kazdym dniem bedzie coraz lepiej :) Powodzenia!
Ja tam lubię rysować ręcznie, choć już pewnie niedługo nie będę miała okazji bo się nam wszystko cyfryzuje :(
UsuńCiekawie wygląda Twoja praca - czym konkretnie się zajmujesz? A pracą się nie martw, po miesiącu stwierdzisz, że nie pamiętasz jak to było na rodzicielskim ;)
OdpowiedzUsuńJestem geodetą :)
UsuńSzybko wsiąkniesz w pracę:)) Ja się bałam mojego powrotu, a okazało się że zupełnie niepotrzebnie:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że pójdzie gładko ;)
UsuńPowodzenia w pracy :) Będzie dobrze :)
OdpowiedzUsuńFajny szef :) Super, że już się troszkę wdrożyłaś :)
OdpowiedzUsuńOjjj tak, na szefa to ja narzekać nie mogę:)
UsuńJa wracam do pracy pod koniec maja... i lekkiego straszka mam :-).
OdpowiedzUsuńNie ma co się strachać :)
Usuńszybko pójdzie wdrożenie się :).
OdpowiedzUsuńLiczę na to :)
UsuńPoczatki sa ciezkie;) ja tez wielu rzeczy nie pamietalam. Niby wiedziala co i jak sie robi ale dodatkowe rzeczy, typu konkursuly ofert i wnioski roznej masci troche mnie przerazaly. A pozniej bylo juz coraz lepiej:)
OdpowiedzUsuńZdaję sobie sprawę, że im dalej w las tym będzie lepiej.
UsuńEj, będzie dobrze! Odzyskasz trochę "siebie dla siebie", myślę, że to zdrowe.
OdpowiedzUsuńja będę musiała wrócić do pracy dwa miesiące po urodzeniu córy. na pewnie niecałe pół etatu, ale szybko. I póki co mnie to nawet nie przeraża - tłumaczę sobie, że dzięki temu nie zwariuję i nie zostanę walniętą Matką Polką, która nie widzi świata poza pieluchami ;)
To już wiadomo, że będzie córa? Serdecznie gratuluję!.
UsuńDwa miesiące? a dlaczego tak szybko, dlaczego tak mało czasu macie razem? "Siebie dla siebie" to ja mam od dawna czasem. W byciu mamą ważne jest by od początku troszkę sobie wygospodarować czasu "siebie dla siebie".
Bo pracuję na zlecenie i dzieło, nie przysługuje mi żaden urlop. A olać pracy nie mogę, bo nie będzie do czego wrócić, no i jednak przydałoby się przynieść choć z tysiaka do domu, bo małż sam może mieć kłopot nas wszystkich utrzymać. Taki lajf. Dlatego ciężko było podjąć decyzję o dziecku, a jak już dziecko samo ją podjęło, to cały czas są wątpliwości, że to zły pomysł i że wciąż czas nie ten. No cóż, ale czas nigdy nie będzie ten, nie w tym życiu, nie w tym kraju ;)
UsuńO losie, to niefart faktycznie. No ale prawda jest taka, że czas nigdy nie jest dobry dla nas kobiet. Zawsze jest coś.
UsuńNie niefart, a polskie realia. Na umowę o pracę nie zatrudniają. i tak dobrze, że się małe wykluje na początku sierpnia i da mi te 2 miesiące. Mogłoby się urodzić w czerwcu, to by dało cztery, no ale nie była to moja decyzja ;)
UsuńJa wracam do pracy, kiedy syn będzie miał 1,5 miesiąca ,w sumie za 2 tygodnie i już mnie to przeraża. Niby tylko kilka godzin w tyg a jednak :) Córka miała 8 m-cy, gdy poszłam na praktyki 8-godzinne i potem do pracy... Ale można się wdrożyć i zorganizować :)
OdpowiedzUsuńO matko a dlaczego tak szybko? Nie ma możliwości by troszkę to przeciągnąć?
Usuńpoczątki są zawsze ciężkie ale zobaczysz z dnia na dzień z tygodnia na tydzień będzie lepiej i logistycznie i wdrożysz się na nowo;) ale nieu krywajmy czasu będzie mniej doba krótsza a i zmęczenie większe
OdpowiedzUsuńOtóż to, doba zdecydowanie stała się krótsza :(
UsuńWyrozumiały szef to skarb.
OdpowiedzUsuńO taaaak :)
UsuńTo na pewno ciężki czas, ale bardzo szybko wpada się w ten rytm. :) I masz rację - wystarczy kilka miesięcy poza pracą a naprawdę wiele się zapomina.
OdpowiedzUsuńBędzie dobrze -wiem to :)
UsuńPoczątki pewnie nie będą łatwe, ale z czasem na pewno będzie dobrze!
OdpowiedzUsuńFajnie, że masz pracę, którą lubisz, a taki szef to skarb :)
Jestem tu pierwszy raz i nie wiem, czy dam radę nadrobić cały blog, ale trochę na pewno poczytam i oczywiście od teraz czytam na bieżąco!
Pozdrawiam ciepło :)
Bardzo się cieszę, że jesteś z nami. Cały to pewnie nie, ale mam nadzieję, że znajdziesz u nas coś interesującego dla Ciebie.
UsuńWystarczy ułożyć dobry plan :) Ja i mój pierwszy dzień w pracy.. :D Miałam dwadzieścia minut (pomyliłam dni) , żeby ogarnąć siebie, wyszykować dziecko do przedszkola.. I nie wiem jakim cudem wszystko mi się udało ( śniadanie, prysznic, suszenie włosów, makijaż) i jeszcze tyci czasu zostało, żeby złapać oddech. Ja budzę się o 5.30, czytam pół godzinki książkę w łóżku. Później wstaję, biorę szybki prysznic ( włosów rano nie myję, robię to na wieczór dlatego że od suszarki strasznie mi się puszą), robię makijaż.. szykuję śniadanie.. budzę młodego który śniadanie najczęściej zjada w łóżku :) toaleta, ubieranie to już oczywiście sam.. i spokojnie o siódmej wychodzimy z domu. Ciuchy na cały tydzień przygotowuję już w sobotę, później tylko wieczorem wyjmuję z szafy. Obiady najczęściej przygotowuję wieczorem, chyba że coś robi się szybko to gotuję po powrocie z pracy, czasami jak wiem, że nie będzie mi się chciało zjadamy gdzieś w restauracji na mieście ( mamy swoją ulubioną z domowymi obiadkami). Ja od razu postanowiłam robić tak a nie inaczej żeby nie zwariować i nie złapać "depresji" że wszystko na mojej głowie, że nie wyrabiam, że doba jest za krótka. A z takim małym planem udaje mi się mieć jeszcze czas tylko dla siebie ( bo wiadomo, że większość czasu poświęcamy dzieciom- zabawa, rozmowa, kino, spacer- spacer zaliczamy codziennie po przedszkolu) nie padam po całym dniu gęba w poduszkę :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za odwiedziny i zapraszam do komentowania. Jeśli podoba CI się ten tekst udostępnij go na swoich portalach społecznościowych.
Proszę o przemyślane dobieranie słownictwa i podpisywanie się pod komentarzem.