Moje dziecko zjadło fast food
23:56
I się zaczęło. Moje dziecko zjadło fast food. Zabrałam je gdzieś do popularnego Macka. Złą matką jestem, złą i taką co o zdrowie własnego dziecka nie dba. Policję na mnie nasłać i opiekę społeczną. Dziecko mi zabrać i publicznie wychłostać. Bo dziecko moje śniadanie w Macku zjadło. I to w dodatku ze smakiem. Złoooo.
Taka była konkluzja komentujących post jednej z blogerek, który pojawił się w sieci jakiś czas temu. Cała sytuacja dotyczyła akcji promującej czytelnictwo u dzieci przez McDonalds. I sama idea czytelnictwa na dalszy plan zeszła, bo najważniejsze było to, że dzieciom nie wolno jest fast foodów, a każdy rodzić, który daje dziecku frytkę jest nieodpowiedzialnym bezmózgiem. Jak zwykle temat zszedł na zupełnie inne, nie przewidziane zapewne przez autorkę tory i dał pożywkę pieniaczom do zbesztania autorki z błotem. Bo przecież skoro poleca akcję to tak jakby polecała jedzenie z McDonalds dla dzieci.
I wszystko fajnie. Fast foody są złe zarówno dla dzieci jak i dorosłych. Większość ludzi choć odrobinkę interesujący się tym co jedzą doskonale o tym wie. Są świadomi zagrożenia, ilości tłuszczu w jedzeniu wysoko przetworzonym i zagrożeń jakie ze sobą niesie. I choć doskonale o tym wszystkim wiedzą, to sami bardzo często w pędzie życia kupią sobie jakąś zapiekankę, burgera z budki gdy złapie ich głód czy hot doga. Zajadają się tym w tajemnicy przed własnymi pociechami myśląc, że dzieci o tym niewiedzą. Niby wszyscy tacy świadomi zdrowego jedzenia a takie przybytki pękają w szwach zarówno na sali głównej jak i w kącikach dla dzieci. Czy tak nie jest? Któż z nas nie zgrzeszył takim burgerem niech pierwszy rzuci kamień!
Oczywiście, że nie każdy. Znam ludzi odżywiających się zdrowo na całej linii. Oni nie wstąpią do takiej "restauracji", nie zjedzą hot doga czy innego burgera. Prędzej znajdą najbliższy warzywniak i wciągną jabłko.
Ja zdecydowanie do nich nie należę. Owszem staramy się jeść zdrowo ale nie ukrywam, że czasem wkradną się jakieś niezdrowe wyjątki od reguły.
Pamiętam jak przechodząc koło takich fast foodowych "restauracji" obserwowałam całe rodziny z malutkimi dziećmi dziećmi w fotelikach. Uśmiechałam się wtedy pod nosem i myślałam: "o losie z takim maleństwem do fast foodu?". Nie byłam świadoma jak życie może być przewrotne.
Gdy jesienią zeszłego roku, wracając z wakacji, znaleźliśmy się opałach, a miejsce w którym wylądowaliśmy okazało się restauracyjną pustynią uśmiechnęłam się po raz kolejny. Uśmiechnęłam się do siebie zdając sobie sprawę z tego, że tylko krowa zdania nie zmienia, lub czasem po prostu nie ma wyjścia.
I gdy po całej, nieprzespanej nocy, gdy burza szalejąca a auto odmówiło posłuszeństwa na autostradzie, w hotelu ani jednego miejsca wolnego nie było i zdrzemnąć się nam przyszło w zepsutym aucie na parkingu serwisu, wtedy do śmiechu mi nie było. Gdy rano musieliśmy ewakuować się z auta zanim ludzie przyjdą do pracy mieliśmy nie lada zagwozdkę. Żołądki przyrosły nam już do kręgosłupa a w mieścinie tej żadnej knajpy z jedzeniem nie znaleźliśmy. Żadnej knajpy prócz popularnych fast foodów sztuk 2. I tak nasza córka zjadła swoje pierwsze śniadanie w McDonalds i żyje do tej pory. I co gorsza było to cholernie zdrowe śniadanie jak na warunki podróży, składające się z tosta z szynką, jabłka, sałatki owocowej, musu owocowego niesłodzonego 100% oraz wody mineralnej niegazowanej.
Czy miałam wyrzuty sumienia? Oczywiście, że nie bo biorąc pod uwagę śniadanie przedszkolne z parówką w roli głównej lub kanapką z pasztetem to to śniadanie wręcz tryskało zdrowiem.
Nie nakłaniam, nie namawiam do takie żywienia dzieci ale też nie biję się w pierś po tym jednym razie, nikogo nie oceniam i nie chcę umoralniać. Zastanawiam się tylko czy osoby, które tak szkalują tych rodziców, którzy zabrali swoje dziecko do takiego przybytku, na prawdę nigdy nie dały dziecku nic nie zdrowego? Ani fryteczki, ani jednej wizyty w takim przybytku? Nie chce mi się w to wierzyć. Zdecydowanie nie pochwalam regularnego stołowania się w takich miejscach o czym niebawem przekonacie się w serii dietetycznych wpisów.
Zastanawia mnie również fakt, że kobiety (bo to chyba jednak głównie kobiety) wraz z zasmakowaniem macierzyństwa stają się tak kategoryczne w swoich poglądach. Bronią swojego zdania jak lwice nie przebierając z słowach i środkach. Często wyzywają innych, obrażają by tylko udowodnić swoja wyższość nad inną matką. Wszystko zaczyna się od porodu, po sposób karmienia, sposób ubierania, sposób wychowania po sposoby żywienia itd. Tematy możnaby mnożyć.
Od jakiegoś czasu ten temat nie dawał mi spokoju. Głównie ze względu na poziom dyskusji pod postem koleżanki oraz ze względu na ten mój mały grzeszek.
Czy miałam wyrzuty sumienia? Oczywiście, że nie bo biorąc pod uwagę śniadanie przedszkolne z parówką w roli głównej lub kanapką z pasztetem to to śniadanie wręcz tryskało zdrowiem.
Nie nakłaniam, nie namawiam do takie żywienia dzieci ale też nie biję się w pierś po tym jednym razie, nikogo nie oceniam i nie chcę umoralniać. Zastanawiam się tylko czy osoby, które tak szkalują tych rodziców, którzy zabrali swoje dziecko do takiego przybytku, na prawdę nigdy nie dały dziecku nic nie zdrowego? Ani fryteczki, ani jednej wizyty w takim przybytku? Nie chce mi się w to wierzyć. Zdecydowanie nie pochwalam regularnego stołowania się w takich miejscach o czym niebawem przekonacie się w serii dietetycznych wpisów.
Zastanawia mnie również fakt, że kobiety (bo to chyba jednak głównie kobiety) wraz z zasmakowaniem macierzyństwa stają się tak kategoryczne w swoich poglądach. Bronią swojego zdania jak lwice nie przebierając z słowach i środkach. Często wyzywają innych, obrażają by tylko udowodnić swoja wyższość nad inną matką. Wszystko zaczyna się od porodu, po sposób karmienia, sposób ubierania, sposób wychowania po sposoby żywienia itd. Tematy możnaby mnożyć.
Od jakiegoś czasu ten temat nie dawał mi spokoju. Głównie ze względu na poziom dyskusji pod postem koleżanki oraz ze względu na ten mój mały grzeszek.
14 komentarze
Moja Karolina też dostała raz frytki i raz hot doga ze stacji benzynowej, choć wolałabym jej dać coś innego. Cóż, nie było nic w okolicy, staliśmy w korku na autostradzie... Naprawdę trzeba umieć zachować proporcje i stresować się aż tak bardzo, jak niektóre z komentujących, o których piszesz ;)
OdpowiedzUsuńRozumiem Twój punkt widzenia w 100%. Poziom dyskusji niektórych "mamusiek" jest tak tragiczny, że tylko za głowę się łapię kiedy czytam plujące jadem wypociny tych pań. Zadziwiające, że poród przestawia ludziom jakąś zakładkę w mózgu i daje zielone światło na ocenianie i wytykanie błędów ( we własnym mniemaniu) innym. Żal marnować czas na czytanie komentarzy tych pań. A co do śmieciowego jedzenia, to moje zdanie jest takie: wszystko jest dla ludzi, tylko z głową. W życiu bywają różne sytuacje i nikt nie ma prawa innych oceniać. Zdrowe jedzenie jest bardzo ważne, a drowie naszych dzieci jest najważniejsze. Ale nie słyszałam jeszcze, żeby dziecko umarło od kilku słodyczy, czy kilku frytek. Wszystko z głową...
OdpowiedzUsuńŻycie niejednokrotnie zmienia nasze nastawienie i nagina zasady, które sobie obieramy. Oli jadł frytki i kawałki domowej zapiekanki i pizzy. Nie powieszę się z tego powodu. ;)
OdpowiedzUsuńTeż staram się aby cała rodzina jadła zdrowo, ale tak jak piszesz nie dajmy się zwariować raz na jakiś czas to nie tragedia i odrazu się od tego nie umiera. Moje dzieciaki w Mac'u były dwa razy, przy pierwszym obejrzały jedzenie i stwierdziły, ze zjedzą coś w domu, przy drugim atrakcją była zabawka z zestawu i sok. Jadąc na wakacje tez korzystamy z usług lokali gastronomicznych i nadal żyjemy. Wszystko jest dla ludzi trzeba tylko umieć zachować umiar :)
OdpowiedzUsuńja myślę sobie, że wszystko jest dla ludzi. Po prostu. Rozsądek jest najlepszą drogą.
OdpowiedzUsuńwszystko zależy od tego jak się do czegoś podejdzie - co innego poszukać dla dziecka nawet w takim miejscu czegoś "zjadliwego" i w miarę zdrowego, zrobić to raz na jakiś czas i ok, a co innego regularnie karmić malucha w ff i być z tego dumnym - przynajmniej takie jest moje zdanie. Kiedyś zabraliśmy smyka do KFC - mieliśmy meeeega ochotę na takie jedzenie, a dla niego wzięliśmy przekąski z domu, które dostawał podczas naszego niezdrowego objadania się, niestety, Ci ktorzy nie widzieli dokładnie tego co mały je uznali, że wcina te kurczaki, a dumni i durni rodzice siedzą i się cieszą... no cóż, zostalismy zlinczowani spojrzeniami;)
OdpowiedzUsuńCzy ty wiesz wogóle o zakazie wnoszenia własnego jedzenia do restauracji? Nie masz za grosz manier (wiem że piszę po 3-4 latach)
UsuńMy czasem (kilka razy w roku) chodzimy do McDonald's czy na pizzę i jest to dla dzieciaków wielkie wydarzenie, atrakcja i wręcz nagroda :)
OdpowiedzUsuńWszystko jest dla ludzi :)
OdpowiedzUsuńNo wiadomo, że nikt nie będzie jadał marchewek cały rok. Trzeba znać umiar :)
OdpowiedzUsuńnie no pewnie, lepiej codziennie zajadać się tradycyjną polską kuchnią podawać paróweczki, sztuczne kaszki, pseudo soczki wtedy dziecko będzie zdrowsze haha
OdpowiedzUsuńja to w ogóle padam jak czytam blogi dziewczyn w ciąży albo mam jednego dziecka, kilkumiesięcznego, rocznego czy dwuletniego jakie są wszechwiedzące jakby co najmniej kilkanaście pociech wychowały, a faktycznie ich zdanie jest "mojsze niż twojsze" :D
miłego dnia :)
Bo takie mamy teraz czasy. Wszystko ekstremalne. Rodzicem trzeba być absolutnym. W kwestii karmienia piersią, noszenia w chuście/ nosidle, podejściu do szczepień, wychowania, wyboru przedszkola, diety. I nie można czegoś nie wiedzieć, bo zaraz jest najazd.
OdpowiedzUsuńA fast foody? Dla mnie, to jak z telewizją czy cukrem. Raczej dziecku bardzo dawkować, ale nie zabraniać. Bo potem urośnie, pójdzie i się tak nawpycha, że się pochoruje. A TV naogląda tak, że nie zaśnie i nie będzie mogło uspokoić. Jak będzie z domu wiedziało, co to i dlaczego tak mało rodzina używa - myślę, że powinno dać to lepszy efekt końcowy niż izolowanie.
Tak tam mój syn ma 4,5 roki zjadł ze 3 razy frytki (nie całe nawet) i raz hamburgera ;). Nie dajmy sie zwariować wszystko est dla ludzi tylko w rozsądnych proporcjach i ilościach
OdpowiedzUsuńPodpisuje się rękoma i nogami pod tym wpisem. Kiedyś też nie mogłam patrzeć na dzieci w macku, ale wiadomo, to jest tak jak z np ludźmi przy kości, tez różnie myślimy na ich widok w tego typu restauracjach, jednak punkt widzenia zależy od punktu siedzenia...
OdpowiedzUsuńDziękuję za odwiedziny i zapraszam do komentowania. Jeśli podoba CI się ten tekst udostępnij go na swoich portalach społecznościowych.
Proszę o przemyślane dobieranie słownictwa i podpisywanie się pod komentarzem.